Nad Niemnem - Nad Niemnem - streszczenie

epoka: Pozytywizm
Marta Korczyńska i Justyna Orzelska wracają polną drogą z kościoła. Najpierw mija ich powóz z Bolesławem Kirłą i Teofilem Różycem, potem wóz z sianem, powożony przez Jana Bohatyrowicza. Widok Jana budzi w Marcie wspomnienia z czasów powstania styczniowego i zgody między Korczyńskimi a Bohatyrowiczami. Kiedy pojawią się w korczyńskim dworku, zastają tam Kirłę i Różyca, zajętych rozmową z gospodarzami. Niedługo potem w domu pojawiają się dzieci państwa Korczyńskich: Witold, student i Leonia – uczennica.

 

Obecnym właścicielem majątku jest Benedykt. Ma on dwóch braci, Andrzeja i Dominika. Losy Korczyna i tej rodziny związane są z powstaniem styczniowym. Andrzej ginie w walkach powstańczych (razem z Jerzym Bohatyrowiczem, z którym bardzo się przyjaźnił). Dominik zostaje zesłany na Sybir. Wysyła do Korczyna listy, proponuje nawet Benedyktowi sprzedaż majątku i wyjazd do Rosji, gdzie może mu załatwić dobrze płatną pracę. Benedykt zostaje, dba o gospodarstwo, nie oddaje ziemi w ręce Rosjan. Nie ma oparcia jednak w swojej żonie, kapryśnej i tkliwej Emilii, pogrążonej całymi dniami w sentymentalnej lekturze i zajętej swoimi urojonymi chorobami. Jej słabe zdrowie oraz ciągłe zajęcia Benedykta nie pozwalają im na utrzymywanie stosunków towarzyskich. Ale „był taki jeden zwyczaj przyjęty od dawna”, kiedy zapraszano gości do domu Korczyńskich - to imieniny pani Emilii. Tak jest i tym razem. Wśród gości są: Andrzejowa z synem i synową, siostra Benedykta z rodziną, Różyc oraz Kirłowie. Justyna umila czas pogawędki grą na fortepianie. Zwraca uwagę Zygmunta, który potem w chwili rozmowy wspomina czasy ich romansu. Podczas przyjęcia uaktywnia się też Witold, który z entuzjazmem mówi o pracy „nad ziemią” i pracy „nad ludem”. A Kirło, jak zwykle, oddaje się rozmowom z panią Emilią. Uważany jest zresztą przez wielu za nieroba i pasożyta, ma pięcioro dzieci, o które absolutnie nie dba, opiekę nad nimi i prowadzenie domu zostawia swojej żonie, Marii.

 

Panna Orzelska wymyka się z imienin. Podczas spaceru budzą się w niej refleksje: wspomina swoje niezbyt ciekawe dzieciństwo. Z powodu zamyślenia nie zauważa, że dochodzi do Bohatyrowicz. Tam spotyka pracującego na polu Jana. Między młodymi nawiązuje się rozmowa. Justyna nie ukrywa swojego zmęczenia atmosferą salonowego życia, Jan z kolei tryska radością i chęcią życia. Zainteresowany jest dziewczyną. Przyznaje się nawet do tego, że nie tylko obserwuje ją od pewnego czasu, ale i wypytuje o nią ludzi. Dziewczyna zna Jana z opowieści Marty. Z kolei Jan wie, że Marta Korczyńska w czasie powstania styczniowego była zaręczona z Anzelmem Bohatyrowiczem, jednak nie zdecydowała się na małżeństwo. Anzelm jest stryjem Jana, zajął się wychowaniem chłopca, kiedy jego ojciec poległ w powstaniu.

 

Młodzi idą do wsi. Mijają po drodze dziewczynę, Jadwigę Domuntównę, „najbogatszą w okolicy aktorkę”, jak określił ją Jan, czyli spadkobierczynię majątku po dziadku, Jakubie Bohatyrowiczu (Jadwiga zresztą kocha się potajemnie w Janie, widząc w nim kandydata na męża). Są też świadkami rozmowy we wsi o tym, że Benedykt chce procesu za krzywdę, jaką wyrządziły na jego polu konie Bohatyrowiczów. Kiedy dochodzą do chaty, wita ich Anzelm i zaprasza do środka. Justyna zauroczona jest obejściem, malowniczą okolicą oraz serdecznością jej mieszkańców. Wzbudza też zainteresowanie wśród sąsiadów. Anzelm proponuje Janowi spacer do grobu Jana i Cecylii. Justyna dołącza do nich. Idą pięknymi ścieżkami nadniemieńskiego brzegu. Dochodzą na miejsce. Milczą. Widok jest przejmujący. Pod sosnami odnajdują mogiłę.Grobowiec jest bardzo prosty, ubogi, widać, że bardzo stary, ale

 

w taki sposób przyozdobiony, że aby móc podobny mu zobaczyć, trzeba by cofnąć się wstecz o kilka wieków.

 

Widnieje na nim napis:

 

Jan i Cecylia, rok 1549. Memento mori.

 

Ciszę przerywa nagle Anzelm i snuje przed młodymi piękną opowieść o założycielach rodu Bohatyrowczów. Okazuje się, że Jan i Cecylia otrzymali tytuł szlachecki i nazwisko od króla Zygmunta Augusta w dowód uznania za bohaterstwo i odwagę. Oboje swoją ciężką pracą wykarczowali połacie lasu, założyli osadę, w gospodarski sposób zaczęli uprawiać ziemię, dbać o nią i pielęgnować. Stają się odtąd dla rodu Bohatyrowiczów niedościgłym wzorem szacunku dla ziemi i pracy, dla rodzinnych tradycji, ideałem postawy patriotycznej.

 

Justyna wraca do domu z bukietem kwiatów od Jana. Zastaje tam Witolda i Leonię rozmawiających o zdrowiu ciągle kaszlącej Marty. Wyszedł właśnie od pani Emilii doktor, więc jest okazja, by poprosić go o zbadanie ciotki. Ta jednak stanowczo zaprzecza i nie wyraża zgody. Kiedy dzieci wychodzą, Marta zostaje tylko z Justyną. Dziewczyna sama podejmuje rozmowę. Mówi o wizycie u Bohatyrowiczów. Budzi tym jej niepokój, Marta bowiem ma bolesne doświadczenia ze związku z Anzelmem. Odrzuciła wtedy jego miłość. Radzi Justynie ostrożność.

 

Na imieniny przyjechała też siostra Benedykta, Jadwiga Darzecka z mężem. Są zamożni, więc trochę drażni ich staroświecki i skromniejszy trochę wygląd domu Korczyńskich. Darzecki upomina się o niewypłacony dotąd posag żony, czym budzi zdziwienie Benedykta. Korczyński może dać mu połowę należnej kwoty (skonfiskowano część majątku za udział w powstaniu styczniowym), a poza tym, boli go to, że Darzecki chce te ciężko zarobione pieniądze przeznaczyć na zakup „różnych kobiecych fatałaszków” oraz fortepianu z Paryża. Rozmawiają na różne inne tematy, ale Benedyktowi coraz bardziej brakuje sił i chęci na dalszy dialog. Szczególnie bolesna jest chwila, kiedy na wspomnienie o mogile, Darzecki odpowiada:

 

sentymentalność […], która już nam tyle złego narobiła…

 

Po pożegnaniu się Benedykt rozmawia z Witoldem o tej wizycie, zarzucając synowi opryskliwość wobec wuja. Młodzieniec tłumaczy swoje zachowanie tym, że pogardza postawą wujka i nie chce okazać mu szacunku, mówiąc, że:

 

jest to pyszałek, sybaryta, egoista, niedbający o nic oprócz własnej pychy i wygody.

 

Dochodzi do ostrej sprzeczki. Wzburzony ojciec przegania Witolda z pokoju. Chłopak wybiega z domu. Mija czas. Do Korczyna przyjeżdża z kolejną wizytą Kirło. W rozmowie z panią Emilią ujawnia, że jego żona zajęła się swataniem Justyny z Teofilem Różycem. Wszyscy domownicy twierdzą, że będzie on dobrą partią, bo

 

musi być uczciwym człowiekiem, kiedy naprawdę żenić się myśli z biedną dziewczyną.

 

Justyna pozostawia to bez odpowiedzi. Jest jedynie pod wrażeniem listu (był w książce przekazanej przez posłańca z Osowiec) od Zygmunta, z którym kiedyś była związana. Nie była, zdaniem jego matki, odpowiednią partią dla syna, więc Zygmunt zerwał z Justyną, pozostawiając niesmak, upokorzenie i gorycz odrzucenia. Powodem rozstania były oczywiście różnice majątkowe. Lektura listu wprowadziła dziewczynę w stan głębokiej zadumy, wróciły wspomnienia, które zabolały. Kiedy jednak staje przed otwartym oknem, przypomina sobie piękną historię o uczuciu, jakim darzyli się kiedyś Jan i Cecylia. Tymczasem w Bohatyrowiczach rozpoczynają się żniwa. To czas święty i wyjątkowy. Wszyscy jak jedna wielka rodzina zabierają się do pracy. Jan zwozi snopy do zagrody. Jest na polu także Justyna, która zafascynowana jest pracowitością ludzi i atmosferą pracy w polu. Mężczyźni żną w pocie czoła, kobiety związują snopy. Wszystko idzie sprytnie, ale i wesoło, ze śpiewem na ustach. Justyna przygląda się temu i czuje zażenowanie:

 

po co ja tu między wami? Wstyd mi! Taki wstyd…! Poszłabym sobie, ale i w domu także nic…nic.

 

Jan reaguje szybko: daje dziewczynie do ręki sierp i prosi matkę, by nauczyła ją żąć. Justyna onieśmielona jest zaistniałą sytuacją, ale wykonuje pierwszy ruch sierpem. Potem następują kolejne. Wzbudza tym na polu ogromne zainteresowanie. Nadzoruje je matka Jana, pani Starzyńska. Widzi to Witold. Nie ukrywa zachwytu nad zachowaniem Justyny, wyraża dla niej swój szacunek i podziw:

 

Znudziłaś się klepaniem po klawiszach […] i żąć poszłaś – brawo!

 

Wieczorem w zagrodzie Bohatyrowiczów dziewczyna uczy się mleć żyto na ziarnach, a Witold rozprawia z Anzelmem o nowych metodach upraw i chce skorzystać z jego doświadczenia w prowadzeniu gospodarstwa. Przeglądają razem książki pochodzące z czasów powstania styczniowego. A Jan tymczasem zabiera Justynę na wyprawę Niemnem. Udają się na grób powstańczy. Opieka nad nim stała się bowiem patriotyczną powinnością Bohatyrowiczów. Kiedy są już w lesie, Jan - z perspektywy dziecka - przypomina sobie obrazy z powstania. Wskazuje na konkretne miejsca, przypomina sobie sytuacje, słowa i gesty. Opowiada o okolicznościach śmierci swojego ojca i Andrzeja Korczyńskiego. Dużo jeszcze pamięta. W zbiorowej mogile leży czterdziestu poległych powstańców. Justyna poddaje się atmosferze tego miejsca i tragicznym dziejom ludzi z nim związanych. Jest wzruszona i przejęta. Zaczyna rozumieć wiele spraw, a Jan staje się dla niej coraz bliższy. Po jego opowieściach zaczyna teraz ona dzielić się swoimi refleksjami z dotychczasowego życia. Nie ukrywa goryczy i bezsensu, uważa się za nieszczęśliwą i przegraną. Opuszczają cmentarzysko, a kiedy widzą nadciągająca burzę, udają się do zagrody Anzelma. Justyna czuje się tu coraz swobodniej. Podczas tej wizyty zostaje zaproszona na wesele Elżuni Bohatyrowiczówny i Franka Jaśmonta. Podejmuje też rozmowę z Anzelmem. Ten uzewnętrznia się i opowiada Justynie o swoim związku uczuciowym z Martą. Byli w sobie zakochani. Marta jednak odmówiła zamążpójścia. Anzelm był za biedny i nie tego stanu społecznego, więc Marta wystraszyła się braku akceptacji ze strony swoich krewnych. Zdaniem Anzelma jednak, to był podjęty samodzielnie i bez nacisków wybór Marty.

 

Sama nie chciała […]. Z płaczem ode mnie uciekła,

 

powie Bohatyrowicz. Anzelm zerwanie to bardzo odchorował. Podupadł wtedy na zdrowiu i stracił chęć do życia. Kiedy doszedł po latach do siebie, zajął się sadem i zaopiekował Jankiem. Zjawia się też w chacie Jadwiga Domuntówna z dziadkiem. Staruszek snuje opowieść o bracie, który służył w armii napoleońskiej. Jadwiga nie ukrywa wcale swojego niezadowolenia z obecności Justyny. Demonstracyjnie opuszcza domostwo. Czas też na Justynę. Do domu odprowadza ją Jan. Podziwiają Niemen wieczorową porą, słyszą rybaków na łodziach. Wśród nich jest też Witold. Kiedy Justyna zjawia się w domu, jest już późno, ale Marta jeszcze nie śpi. Długo rozmawiają ze sobą. Przyszedł czas na wspomnienia. Marta wyjaśnia m.in. powody odrzucenia oświadczyn Anzelma.

 

Tymczasem przenosimy się do Osowiec. Tam mieszka wdowa po Andrzeju Korczyńskim. Kochała męża. Nie mogła jednak do końca zaakceptować stosunku Andrzeja do chłopów. Był z nimi zżyty, lubił wśród nich przebywać. To za jego czasów zawiązała się przyjaźń z Bohatyrowiczami. Mieszkali obok siebie i współpracowali jak najlepsi przyjaciele. Po śmierci Andrzeja pani Korczyńska odseparowała się od rodziny i znajomych, została w Osowcach i zajęła się wychowywaniem syna. Jest nim jednak rozczarowana. Stał się egoistą, nieczułym na innych, a wobec przeszłości swojego ojca, wręcz wrogo nastawiony. Benedykt zwracał Andrzejowej uwagę nieraz, że wychowuje „francuskiego markiza”, a nie „polskiego obywatela”. Poza tym Zygmunt jest bardzo niegrzeczny wobec swojej żony, Klotyldy. Dziewczyna domyśla się, że jego słabość do Justyny nie minęła. Skarży się Andrzejowej.

 

Zaostrza się również konflikt między Benedyktem a Witoldem. Syn coraz odważniej wyraża swoje niezadowolenie z postawy ojca wobec chłopów, a w szczególności wobec Bohatyrowiczów. Sytuacja potęguje się, kiedy pani Emilia nie wyraża zgody na udział Leonki w wiejskim ślubie Elżuni. Zjawia się również Zygmunt z informacją o wygranej sprawie sądowej przeciw Bohatyrowiczom. Benedykt jest zachwycony takim obrotem rzeczy. Zygmunt też przeprowadza rozmowę z Justyną, proponując jej romans, bez zrywania małżeństwa z Klotyldą. Ten pomysł oburza dziewczynę. Mówi, że jest w związku z innym mężczyzną. Zygmunt odjeżdża, a w domu proponuje matce sprzedaż Osowiec i wyjazd za granicę. Kiedy ta kategorycznie odmawia, szkaluje pamięć po ojcu i znieważa go, a lud nazywa „bydłem”.

 

Podczas wesela Elżuni Justyna podejmuje rozmowę z Janem o Domuntównie. Chłopak wyjaśnia ostatecznie, że nie kocha jej na pewno. Słyszy to Jadwiga i rzuca w nich kamieniem. Młodzi wyznają sobie miłość. Na weselu zjawia się też Marta. Spotyka się z Anzelmem. Wspominają z rozrzewnieniem swoją młodość. Weselnicy zaś przechodzą nad Niemen. Tam kontynuują zabawę ze śpiewem i tańcami. W domu weselnym zostaje trochę gości. Jest też Witold. Bohatyrowiczowie proszą go o pośrednictwo w sporze z Benedyktem. Wspominają Andrzeja, którego traktują jak „ojca i przewodnika”, wspominają też czasy, kiedy wszyscy żyli tu jak rodzina.

 

Witold wraca do domu. Zastaje ojca czytającego list od Dominika, z Rosji. Sytuacja do rozmowy nie jest więc ciekawa, bo Benedykt rozżalony jest postawą brata. Witold jednak podejmuje temat sporu z Bohatyrowiczami. Powoduje tym wzburzenie i ostry gniew ojca. Sytuacja na tyle jest rozogniona, że Witold w desperackim akcie wypowiada dramatyczne słowa:

 

jeżeli martwy u twych stóp padnę, przebaczysz mi?

 

Myśli o samobójstwie. Nie radzi sobie z oporem ojca i brakiem kompromisu. Benedykt truchleje. W tym samym momencie widzi w synu siebie samego i swoje ideały. Rozumie, że nie można ciągle kłócić się i sprzeczać, skoro obaj chcą tego samego. Po tej szczerej, choć bolesnej, rozmowie udają się do mogiły powstańczej. Wcześniej jednak Witold biegnie do Bohatyrowiczów z wieścią o pojednaniu ojca z nimi. Wesele ciągle trwa. Jadwiga przeprasza Jana za sytuację z kamieniem. Obiecują sobie przyjaźń. Chłopak odszukuje Justynę nad Niemnem i oświadcza się jej. Zostaje przyjęty. Decyzję tę pochwalają też Witold z ojcem. Marta w związku z tym prosi Benedykta o zgodę na przeprowadzkę razem z Justyną do jej nowego domu. Korczyński odmawia, wyraża swoje uznanie wobec Marty, dziękuje jej za te wszystkie lata pracy i prosi, by została. Marta jest wzruszona, płacze. Zostaje u Korczyńskich. A Benedykt razem z Justyną udają się do Anzelma, by ostatecznie pojednać się i zażegnać konflikt raz na zawsze.

Nad Niemnem